Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

wtorek, 28 czerwca 2011

LA WINA DOBREGO SMAKU

"Poruszyłaś lawinę w moim Ja" śpiewał 20 letni Bono na pierwszej płycie U2. Teraz ja chciałbym uruchomić La Winę dobrego smaku w was, gdyż tak nazywa się od niedawna otwarty sklep w Krakowie przy ulicy Asnyka 7. Za tą śnieżną nazwą kryje się bogaty wybór win z Włoch - od Górnej Adygi po Apulię i Kalabrię. W ostatnim czasie miałem przyjemność spróbować kilkunastu pozycji, i wiele z nich zrobiło na mnie duże wrażenie, te, które szczególnie zapadły mi w pamięci to:

Znakomite Nebbiolo
CARTERIA 2007 od producenta z Lombardii SANDRO FAY’A - wspaniale wtopiona beczka z dobrze utrzymaną kwasowością, i pięknie rozwiniętym owocem. Takie wino chciałbym pić chociaż raz w tygodniu.

Cudownie lekkie, a zarazem rozwinięte, barwne i owocowe
IL VOLANO 2007 od IL MOLINO DI GRACE. Wspaniale sprawdzające się jako czerwone na gorące dni, 75% Sangiovese i 25% Merlot.

Również od GRACE pięknie wzbogacone
CHIANTI CLASSICO z 2005, ze swym ogórkowo - waniliowym nosem z pewnością ucieszy wszystkich miłośników zrównoważonej beczki (11 m-cy). Bardzo ładnie rozwinięte usta z akcentami wiśni i herbaty, a przy tym lekko i przyjemnie ściągające, co sprawia, że wino jest żywe. Natomiast dobra struktura nadaje winu delikatności, powabu i harmonii.

I wreszcie biel, tu pierwszeństwa udzielam znakomitemu
Pinot Grigio 2009 od producenta z Górnej Adygi NALSOWI MARGREID. Przede wszystkim to, co przykuwa uwagę, to pełnia jaką jest to wino obdarzone. Wyraźna struktura i ciało wypełnione temperamentem, i bogatym owocem. Wino żółte, znaczy się syte - ostrożnie z ilością.

I trochę lżejsze
Pinot Bianco, także od NALSA. Świetnie zrównoważone między ciałem a strukturą, czyli owocem a kwasowością, nuty jabłkowo-cytrusowe. Bardzo dobre wino na wieczór po ciężkim i gorącym dniu.

Więcej grzechów nie pamiętam :)

Poza tym w sklepie można marudzić i męczyć sprzedawcę, z przyjemnością odpowie na wszelkie wątpliwości, gdyż WŁOCHY to jego specjalność. Co tydzień można spróbować innego wina i kupić po niższej cenie. Sklep posiada także lodówkę na wina, co szczególnie jest przydatne teraz, w okresie letnim – mamy od razu gotowe wino do spożycia we właściwej dla niego temperaturze. Co jakiś czas są organizowane DEGUSTACJE, tak, by klienci mogli stopniowo zapoznawać się z ofertą, i zdecydować, które wino im odpowiada najbardziej, wtedy też obowiązują ceny promocyjne. Aby wziąć udział w takiej degustacji, całkowicie nieodpłatnej, wystarczy tylko zostawić swój adres majlowy w sklepie bądź przesłać na adres: sklep@winalawina.pl


NA HASŁO domaine-rock 10% RABATU



niedziela, 26 czerwca 2011

MUZYKA I WINA, Z DRAMATURGIĄ I BEZ

Jeżdżąc tramwajem słucham od niedawna muzyki przez  telefon, wcześniej muzyka była we mnie, ale z czasem nić pęka, i nie daje już rady słuchać  tych ludzi, więc się odcinam. I jak to bywa jedne utwory  stanowią tło, niektóre porywają mocniej, celowo mam burdel w playliście, by od czasu do czasu nastąpiła mini-eksplozja, jakiś mały teatrzyk emocji albo wzruszeń. Uwielbiam jak po paru piosenkach nagle, kiedy idę ulicą, najlepiej wieczorem, wpadnie All Blues z Kind of Blue – palce lizać, a potem Morrison deklamujący „Amerykańską Modlitwę”, czy po fragmencie ze ścieżki dźwiękowej do „Paris, Texas” wskoczy jakiś ostry, witalny numer, rytmiczny i rozwalający wszystko w magiczny, mieniący się delikatnie i opadający pył.  Często towarzyszy temu chwilowa podróż, po miejscach w pamięci, ludziach, których się poznało, myśli o sensie i bezsensie, no i marzenia, te duże i małe. Ale utwór, który ostatnio przypomniał mi dlaczego, tak bardzo lubię inne utwory, to „Jeremy” Pearl Jamu, zrozumiałem wtedy, że to, co sobie cenię najbardziej w muzyce, to dramaturgia, i ona jest odpowiedzią na to, dlaczego nigdy współczesna muzyka pop mnie nie interesowała. Zastanawiałem się jak to połączyć z winem… Długo szukać nie musiałem. Otóż sporo w polskich sklepach jest win, które są dobre, po prostu dobre, przechodzą przez usta jak pocałunek na dobranoc, słodko i zdawkowo. To, co mnie porywa w winie, to jak rozłożone są akcenty i napięcie, tak jak w kawałku Pearl Jamu. Jest początek; jakieś stuknięcia, niezdecydowany, ale niepokojący bas, tak jakby to był raczej koniec niż początek, tak jest z niektórymi wybitnymi winami, tak np. zapowiadał się jeden Pommard, którego piłem; niewyraźny, zamknięty, ale… Drugi kieliszek, pęka - ciało się otwiera, ale ostrożnie, i w utworze pojawia się w końcu gitara i perkusja, która budzi kompozycję, wprowadza nas na pierwszy poziom, i zaczyna się opowieść o Jeremym. Po rozwinięciu mamy refren, pierwsze emocje mamy już za sobą, należy teraz tylko poszukać dalej,  sięgnąć wyżej, by emocje znalazły swoje ujście, a my napełnili się muzyką i winem. Głębiej i głębiej, tak jak śpiew Eddiego Veddera i muzyka zespołu, która rośnie i opada. A kiedy w końcu całkiem się wyciszy, czujemy, że wyrwaliśmy jakiś kawałek ziemi i prawdy dla siebie, dlatego, że coś intensywnie przeżyliśmy. Stało się tak, bo coś miało swój początek, rozwinięcie i koniec. Tak więc, są na tym świecie rzeczy, które nie tylko radują zmysły, ale i duszę, są też wina i muzyka, które zapychają nas jak wata albo czynią z nas wydmuszki przez które wieje suchy i głuchy wiatr. Moda na łatwe i przyjemne utwory, i na płaskie, jednostajne wina bez dramaturgii.




piątek, 24 czerwca 2011

WINELOVERS

Jaka jest przyjemność z picia wina czy jedzenia… Wieloraka, jak wiemy zależy to od nas i „układu scenicznego” czyli całego spektrum wpływów zewnętrznych. Osobiście ubóstwiam łyk dobrze dobranego wina do okoliczności, jedną z nich jest picie wina w terenie – czy może być coś piękniejszego poza „Bogiem” i miłością… Dlatego też jestem gorącym wyznawcą „wypadów” z butelką/ ami, przekąską i przyjaciółmi lub też w szerszym gronie, które ma otwarte serce i zmysły na nowe doznania. Oprócz spotkań umówionych w ramach projektu KupSobieWino, jak tylko za oknem gości sprzyjająca aura, a ja mam czas i nie kłócę się z chaosem świata (reklamy i repertuar w TVN), ale szukam harmonii, symetrii i twórczej energii, udaje się w sprawdzone miejsca w naszym kochanym mieście. Ostatniemu wyjściu towarzyszyła nam rewelacyjnie wpasowująca się w klimat Valpolicella Classico 2008 z Aziendy Agricoli MERONI. Ze swym delikatnym, cudownie owocowym, żywym podniebieniem, bardzo przyjemnie wypełniała usta, i pragnienie jakie sączyło się na naszych językach, z racji blisko 30 stopniowej temperatury. Oprócz dobrej struktury, winu dodawał drapieżności, wyraźny nos dzikich czerwonych owoców. Jak podaje producent winogrona pochodzą z kilkudziesięcioletnich krzewów, samo wino nazwane SENGIA leżakowało przez 3 m-ce w butelce. Wino całkiem nieźle korespondowało z kawałkiem Brie, zielonymi oliwkami i bagietką maczaną w oleju po suszonych pomidorach.

PRAKTYKA

Wiele razy spotykałem się z pytaniami: A co z odpowiednim szkłem? Co z temperaturą wina? Etc. Nic prostszego, kieliszki w papier i bezpieczne miejsce, a wino najlepiej wsadzić na 2, 3 godz. wcześniej (czerwone) do lodówki (broń Boże do zamrażalnika), wyciągnąć, i zawinąć w kawałek materiału, dzięki temu za nim dojdziemy (ok. 1 godz.), wino będzie cieplejsze, ale nie za ciepłe czyli w okolicach 16-18st. Między czasie dobrze oczywiście trzymać je w cieniu, by spokojnie oddychało i rozwijało swój bukiet. Białe na co najmniej 5 godz., owinąć gazetą, szczelnie, tzn. całą butelkę, tak aby ciepłe powietrze nie dostawało się bezpośrednio, i najlepiej dwuwarstwowo w ręcznik, szmatę, itp. W ten sposób wino powinno trzymać niską temp. przez najbliższą godzinę. Sprawdzone


Wino zostało zakupione w sklepie LA WINA przy ulicy Asnyka 7 w Krakowie
Koszt to 58 zł, ale sprzedawca lubi dawać rabaty;)



środa, 22 czerwca 2011

GDZIE JEST WINO? NOWE WINO…

Jim Morrison śpiewał o utracie, o tym, że zgubiliśmy nasze klucze do królestwa, że nie jesteśmy już niewinni, i nie tańczymy na zboczach wzgórz, że przyszła pora łatwej rozrywki, dzikiej drążącej nas pustki, i przemocy. Pisząc to, niemalże go cytuję, bo zarówno piosenki The Doors, jak i poezja Jima są przesiąknięte tak iście dionizyjskim uniesieniem, jak i egzystencjalnym bólem.  Do czego zmierzam? Co skłoniło mnie do pisania o Morrisonie na blogu o winie? Ano jest element łączący, jest powód, jest symbol. Morrison choć preferował „brązowe, krajowe trunki”, to symbol wina, a dokładniej winorośli przewija się przez jedno z jego najsłynniejszych i cenionych dzieł „An American Prayer”, co w Polsce ukazało się jako „Amerykańska Modlitwa”, w formie tekstu i płyty. Pozornie proste słowa „Gdzie jest wino. Nowe wino.” w kontekście całego utworu mają ogromne znaczenie. Co Morrison rozumie przez wino… Proste, to, co człowiek odczuwa jako boskie pragnienie obcowania z naturą; siłę i piękno, spontaniczność i urodzaj, świętowanie, połączenie się ze światem dzięki empiryzmowi, uczcie i ekstazie. Jednocześnie załącza smutną kartkę z piekła opisując ziemię jałową, gdzie bestie mają swoich przywódców i żołnierzy. Gdzie sami skazujemy się na wyobcowanie, wynaturzenie i lęk przed byciem sobą. A może jest inaczej, może nigdy nie mieliśmy bogów, tylko przerzucaliśmy odpowiedzialność na uciekający czas, zamiast odnajdywać punkt ciężkości w nas samych. Póki co stwarzamy sobie coraz większy komfort, by obcować z bogami, których sobie wyhodowaliśmy, w tej bezbolesnej ciemności. Pogrążając się w rosnącej nudzie, wymyślamy kolejne gry z własnym cieniem, oddalając się od centrum wydarzeń.  Jim deklamuje „Gdzie są święta, obiecane nam.”, tak jakby nigdy ich nie miało być, a my zostaliśmy pozostawieni sobie samym. Czy ucztą ma być boski pierwiastek, czy nasza praca i zaufanie dla zegara natury? Na to pytanie musimy odpowiedzieć sobie sami. Niewątpliwie tlą się w nas jeszcze resztki jakiegoś nieziemskiego serca, albo jakby powiedział Nietzsche, a Morrison za nim, bardzo ziemskiego, „…z uchem przy ziemi” jak śpiewał, „Zmęczeni czekamy, by wyrwać się z letargu”. Ja bym dodał – stań się ptakiem, który wznosi się do nieba, by otworzyć serce ziemi. Czy winorośl nie walczy, zapuszczając w głąb korzenie, by odnaleźć źródło? I gdy znajduje wodę, pnie się w górę. Niebo i ziemia, Dionizos i Apollo, melancholia i ekstaza, są niezbędne, by powstała muzyka, by powstało NOWE WINO. 

Czy wiecie o ciepłych zmianach pod gwiazdami?
Czy wiecie, że istniejemy?
Zapomnieliście kluczy do Królestwa?
Czy narodziliście się już
i czy żyjecie?

Na nowo wymyślmy bogów, wszystkie mity 
wieków
Czcijmy symbole z głębin starych lasów
[Zapomnieliście już lekcję starodawnej wojny]

Potrzeba nam wielkich złotych kopulacji

Ojcowie na drzewach w lesie jazgoczą
Nasza matka na dnie morza leży

Czy wiecie, że beznamiętni admirałowie
prowadzą nas na rzeź,
że tłustych, leniwych generałów
rajcuje młoda krew

Czy wiecie, że rządzi nami telewizja
Księżyc jest bestią o wyschłej krwi
Uzbrojone bandy w siłę rosną
za rogiem, za zielonym winoroślem
gromadzą się na walkę z niewinnymi pasterzami,
których koniec i tak nadszedł już

Początek "Amerykańskiej Modlitwy", przekł. Artur Brodowicz, wyd. ROCK-SERWIS

niedziela, 19 czerwca 2011

WINO, MATERIA, KTÓRA ROZUMIE CHAOS

Francuski nadrealista, twórca koncepcji teatru magicznego Antonin Artaud napisał „Rzecz nazwana jest rzeczą martwą, a martwą, dlatego, że jest oderwana.” Jest mi to szczególnie bliskie, gdyż moja droga do wina była bardzo kręta, i to, co zdecydowało, że oddałem się jego łaskom, był chaos. Jako nastolatek szukałem czegoś niedookreślonego, czegoś, co pozwoliłoby uchwycić pewien strumień, ale tylko na chwilę, niczego nie materializować, tylko poczuć „impulsywność materii”, jakiego to określenia użył Artaud. Tak, więc, co może stanowić taką chwilową pełnię, której nie da się nazwać i skatalogować? Coś, co wymyka się słowom i myślom? Otóż dla mnie dziś czymś takim jest WINO, nie da się go przecież w tak prosty i formalny sposób ujednolicić. Wiele razy myślałem o winie właśnie w ten sposób, jako o nieodwracalnym procesie energotwórczym. Idąc za Artaudem, kontakt z kolejnym winem, jest jak gest, który raz wykonany, jest nieodwołalny, żyje tylko wtedy, w przestrzeni chaosu. Tak samo słowo wg Artauda żyje tylko raz, bowiem jest <<nieustannym dążeniem ducha>>. Tak też widzę wino, jako materię, która rozumie chaos. Możemy oczywiście dzielić wino pod kątem naukowym czy organoleptycznym, ale doskonale wiemy, że nie na tym sprawa się kończy. Wokół wina istnieje cała historia cywilizacji, mity i opowieści, i przede wszystkim jego magiczne działanie, które budzi w nas pokłady fantazji i entuzjazmu. Przecież tych rzeczy nie da się przywołać za pomocą słupków, wykresów, wino jak magma życia pulsuje w nas. Chaosu nie da się zrozumieć, pojąć i zamknąć w formie, przeciwnie należy w nim uczestniczyć, bo tylko tak można uchylić drzwi do nieznanego. Myślę, że wino podobnie jak chaos jest najwyższą subtelnością, jaka jest dana człowiekowi. Pozwala nie tyle, co nazwać, a ożywić treść życia, dając nam na chwilę kruszec, z którego możemy krzesać pierwotny ogień dla naszych form. Wino z całym swym nieprzewidywalnym charakterem, bogactwem i anarchią uosabia chaos pociągający za sobą materię, w której rodzi się duch. Owy duch nie jest prorokiem, nie przyszłość jest jego siłą, a teraźniejszość.  

FORMA

czyli krótka refleksja – impresja przy videoklipie Erase Rewind grupy The Cardigans, i ciepłych uczuciach dla niezwykłej urody wokalistki Niny Persson

Czasami, gdy tak próbowałem zaprzyjaźnić się z niewidzialnym, próbując wręcz zdmuchnąć świeczki Panu Bogu na urodziny. Widziałem wieczność wszędzie; w geście bądź w powtarzalnym ruchu ust, między przystankami komunikacji miejskiej kwitła moja naiwność, że oto jest byt, bez namysłu, cyfr, szerszej kontemplacji, często prowadzącej do utraty. Jednak z wiekiem zacząłem rozumieć, że nie była to wieczność, żadna, tylko rozpaczliwe czepianie się krawędzi, tych małych płomyków, które rodzą się na obrzeżach bezwzględnych form istnienia. Teraz "po czasie" widzę to w zachowaniu, decyzjach, które podejmuje większość, by zachować formę. Dla mnie przez lata był to akt szaleństwa, ciągle nawiedzało mnie pytanie: Jak tak można, na własne życzenie stać się śmiertelnym, pojedynczym zakładnikiem formy? Jednak i ja zacząłem coraz bardziej wnikać w nią, zachowując jednocześnie płomień, niczym Krzak Gorejący, nie chciałem tylko wyjść na Górę, bo wtedy byłaby to dla mnie nieodwracalna utrata, przyznanie się do cyklicznej śmierci, do powtarzalności, wolę umrzeć raz na zawsze, niż obracać się w nieskończonym absurdzie form.