Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

środa, 22 czerwca 2011

GDZIE JEST WINO? NOWE WINO…

Jim Morrison śpiewał o utracie, o tym, że zgubiliśmy nasze klucze do królestwa, że nie jesteśmy już niewinni, i nie tańczymy na zboczach wzgórz, że przyszła pora łatwej rozrywki, dzikiej drążącej nas pustki, i przemocy. Pisząc to, niemalże go cytuję, bo zarówno piosenki The Doors, jak i poezja Jima są przesiąknięte tak iście dionizyjskim uniesieniem, jak i egzystencjalnym bólem.  Do czego zmierzam? Co skłoniło mnie do pisania o Morrisonie na blogu o winie? Ano jest element łączący, jest powód, jest symbol. Morrison choć preferował „brązowe, krajowe trunki”, to symbol wina, a dokładniej winorośli przewija się przez jedno z jego najsłynniejszych i cenionych dzieł „An American Prayer”, co w Polsce ukazało się jako „Amerykańska Modlitwa”, w formie tekstu i płyty. Pozornie proste słowa „Gdzie jest wino. Nowe wino.” w kontekście całego utworu mają ogromne znaczenie. Co Morrison rozumie przez wino… Proste, to, co człowiek odczuwa jako boskie pragnienie obcowania z naturą; siłę i piękno, spontaniczność i urodzaj, świętowanie, połączenie się ze światem dzięki empiryzmowi, uczcie i ekstazie. Jednocześnie załącza smutną kartkę z piekła opisując ziemię jałową, gdzie bestie mają swoich przywódców i żołnierzy. Gdzie sami skazujemy się na wyobcowanie, wynaturzenie i lęk przed byciem sobą. A może jest inaczej, może nigdy nie mieliśmy bogów, tylko przerzucaliśmy odpowiedzialność na uciekający czas, zamiast odnajdywać punkt ciężkości w nas samych. Póki co stwarzamy sobie coraz większy komfort, by obcować z bogami, których sobie wyhodowaliśmy, w tej bezbolesnej ciemności. Pogrążając się w rosnącej nudzie, wymyślamy kolejne gry z własnym cieniem, oddalając się od centrum wydarzeń.  Jim deklamuje „Gdzie są święta, obiecane nam.”, tak jakby nigdy ich nie miało być, a my zostaliśmy pozostawieni sobie samym. Czy ucztą ma być boski pierwiastek, czy nasza praca i zaufanie dla zegara natury? Na to pytanie musimy odpowiedzieć sobie sami. Niewątpliwie tlą się w nas jeszcze resztki jakiegoś nieziemskiego serca, albo jakby powiedział Nietzsche, a Morrison za nim, bardzo ziemskiego, „…z uchem przy ziemi” jak śpiewał, „Zmęczeni czekamy, by wyrwać się z letargu”. Ja bym dodał – stań się ptakiem, który wznosi się do nieba, by otworzyć serce ziemi. Czy winorośl nie walczy, zapuszczając w głąb korzenie, by odnaleźć źródło? I gdy znajduje wodę, pnie się w górę. Niebo i ziemia, Dionizos i Apollo, melancholia i ekstaza, są niezbędne, by powstała muzyka, by powstało NOWE WINO. 

Czy wiecie o ciepłych zmianach pod gwiazdami?
Czy wiecie, że istniejemy?
Zapomnieliście kluczy do Królestwa?
Czy narodziliście się już
i czy żyjecie?

Na nowo wymyślmy bogów, wszystkie mity 
wieków
Czcijmy symbole z głębin starych lasów
[Zapomnieliście już lekcję starodawnej wojny]

Potrzeba nam wielkich złotych kopulacji

Ojcowie na drzewach w lesie jazgoczą
Nasza matka na dnie morza leży

Czy wiecie, że beznamiętni admirałowie
prowadzą nas na rzeź,
że tłustych, leniwych generałów
rajcuje młoda krew

Czy wiecie, że rządzi nami telewizja
Księżyc jest bestią o wyschłej krwi
Uzbrojone bandy w siłę rosną
za rogiem, za zielonym winoroślem
gromadzą się na walkę z niewinnymi pasterzami,
których koniec i tak nadszedł już

Początek "Amerykańskiej Modlitwy", przekł. Artur Brodowicz, wyd. ROCK-SERWIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz