Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Zielona kreseczka czyli inauguracja Naturalistów

Malvasia po dłuższej maceracji (wino pomarańczowe)
Donati - wino po respiracji.
Poszedłem tam (Winosfera, Plac Szczepański 8*), bo myślałem, że wybiera się cała branża miejscowych. A tu przychodzę parę minut po umówionym zegarze, i pusto… Janicki układa jeszcze ostatnie kanapki o których tak hipstersko napisał w menu. Ale dobra, schodzą się… Uff. Nie będzie mi głupio, bo jak już niektórzy zdążyli zauważyć nie jestem wielkim zwolennikiem działań Kuby Janickiego. Nie głupi chłop, znam go już dobrych parę lat, można się z nim napić, chociaż coraz trudniej podzielać mi jego miłość do „naturalnych”. I tu okręt tonie, owszem zdarzają się tu rzeczy nad wyraz ciekawe, ale niestety spora część tych „arcydzieł” w dalszym ciągu dla mnie to wersja „luksusowego bobo-frutu” czy soku wytrawnego. Nie jest to tylko moja opinia, biesiadując z jednymi z moich ulubionych współtowarzyszy „dobrego kieliszka” Ewą O. & Grześkiem O. wspólnie doszliśmy do wniosku, że takie wina to po prostu pomyłka. Przerzuciliśmy się szybko na Barberę d’Asti, tej promowanej przez Naturalistów, z osiołkiem na etykiecie z różą, makiem czy innym czerwonym kwiatuszkiem w paszczy. Dobre wino, aczkolwiek bardzo delikatne względem standardowej funkcji barbery, mniej tanin, wyższa kwasowość i wyraźny owoc, to o co chodzi Naturalistom. I tu ok., pytanie jeszcze tylko o cenę, bo wczoraj (6.04. tj. niedziela) były one jednolite, dla każdej butelki 45 pln, i 8 pln za kieliszek.  Innym, już winem, było soczyste i  z pazurkiem Chianti Sensi, jeżeli cena oscyluje w granicach 50 pln, to mogę się zgodzić, chociaż wolałbym spróbować jeszcze raz ;) Tyle wina.


Przysłuchujemy się chórowi
Teraz oprawa i atmosfera. Ludzie dopisali, Janicki się sprawdził, jak chce to potrafi. W końcu obserwuje trendy i choreografię w Polsce jak mało kto J Taki ma fach, „musi” być na bieżąco, nie to co ja, pielgrzym bez dna ;) Po jakiejś dłuższej chwili kobieta zza baru krzyczy: Wszyscy na Plac, zaraz odbędzie się koncert autentycznego chóru!!! Rzeczywiście był chór i zaśpiewał. Trochę jak w kościele, ale dla kontrastu, czemuż by nie, parafrazując tekst Świetlickiego, Jego jak znów oczywiście nie było. Wybaczam  mu kolejny raz, z miłości do Jego nieobecności ;) Nie było Świetlickiego, ale gdy zostałem sam pośród tych „wampirów”, bo to nie moja paka, aczkolwiek paru bym przytulił, bo miłość jest wszędzie. Poczułem się nieco jak w scenie z filmu The Doors, w klubie Ondine w Nowym Jorku, gdy Morrison vel. Kilmer mówi: zostańmy tu, dziś może zdarzyć się wszystko, nawet może śmierć. A Ray vel. MaClachlan odpowiada mu: spadamy stary, to wampiry. Jim został, a jakiś karzeł z białymi włosami zaprowadził go do Warhola, który wręczył mu telefon, by porozmawiał z Bogiem. Strange Days. I tak końcówka wieczoru dla mnie wyglądała, nie kumałem klimatu, czułem się nie w tej bajce… Klub Ondine ’67. A kiedyś myślałem, że to takie maczanie palców w magicznej wielokulturowości, gdzie świat realny przeciera się ze światem wizji i kreacji. Wolę na łąkę. Życzę Naturalistom Powodzenia, pocztówki z sesją zdjęciową trochę infantylne, i nie kojarzące się z winem, mi się to podoba, bo jak mawia mój stary znajomy; dosłowność zabija. Zielona kreseczka jest szczytem finezji ;) Jestem ciekaw.


   *Sam lokal ma być otwarty, z tego, co wiem, na Kazimierzu, ale najlepiej śledzić samych Naturalistów http://naturalisci.pl/ 
   



  
  









sobota, 5 kwietnia 2014

Aniołom i pustce (wiecznej egzystencji)

Jednemu z najpiękniejszych obrazów świata, Niebu nad Berlinem


Chce mi się płakać, na chwilę stałem się dzieckiem kosmosu, wtedy, kiedy wszystko było uprzywilejowane. Gdy młodość wydawała się nieskończonym snem, a każdy ruch świętym ogniwem. Każdy dzień wydawał się obietnicą czegoś wielkiego, nieprzeciętnego, naznaczonego mianem nieśmiertelnego pragnienia wyzwolenia się (chyba) od siebie samego. Dziś, choć coraz trudniej stać się bohaterem we własnych oczach, wino podtrzymuje na duchu, personalizuje ból, pustkę i żal do siebie samego. Że nie było się bandytą dobrej nadziei, ścigającym się z całym światem, chwytającym wszystko za gardło, wiernym i szczerym tylko wobec siebie. Nie pozwalającym sobie wmówić na siłę zrodzonego sensu życia. Gdy przychodzą obojętne fale zimnej rzeczywistości niczym naturalna konsekwencja, jak każdej zresztą egzystencji. Że świat tak naprawdę nie ma dotyku, że jest fantomem, iloczynem sztuczek, kombinacją czasu, który chytrze wdziera się w nasze głowy, czyniąc nas mądrzejszymi? Nie wiem, jeszcze nie czas. Teraz boli, nie powiem co, bo to moja słodka tajemnica, być może zasnę z nią, zamykając się w którąś z gwiazd, i będę milczał... Na zawsze Forever Young.







Zwierzenie po kieliszku (umierające frizzante pod osłoną nocy)

Dla G. 
(i Kurta Cobaina)

Są wina które złamały mi serce, jedno z takich właśnie popijam teraz. Piłem je ostatni raz ostatniej nocy 2013. Noc która zmieniła moje życie. Nowy Rok stał się okrutnym Nights in White Satin. Miłość nie posiada barwy, ale ma nieskończoną ilość odcieni, które potrafią wypełniać sny i zmieniać dotychczasową rzeczywistość w jeden z nich, w którym trudno połapać się gdzie jest początek, a gdzie koniec. Przyzwyczajamy się, przyłączamy jak podczas wiecu, do jakiejś idei, idei dwojga ludzi. Lecz na nic one i myśli, kiedy słów brak na to, co głęboko pod skórą, co jak przypływ wraca, i czyni z serca bezludną wyspę. Czasem nie wiemy, co tak naprawdę czyni nas tym kim jesteśmy. Od 2014 stałem się duchem, połykam powietrze i piję z całym światem, lecz ten świat milczy, jest wytworem tylko moich ambicji, oczekiwań...

Bez miłości jesteśmy jak pokruszona stal
jak czarno-biały ekran bez jednego widza
nieskończona ilość porównań
pozbawiona sensu
zmyślona wersja nas samych











środa, 2 kwietnia 2014

Lekkość wypitego wina w terenie (Wspomnienie lata 2013) czyli Pragnienie Przyjemności

Pora co prawda nie ta, ale mniej więcej rok temu wypiłem ostatnią butelkę na łonie natury dla 2012. W tym już chyba się nie uda, chociaż kto wie. Ale chcę napisać o tym co udało mi się wypić w tym roku, ile butelek "pękło" pod chmurką. Dla mnie to jedna z najpiękniejszych rzeczy w życiu. Móc usiąść na polanie czy nad brzegiem rzeki i napić się dobrego wina, przegryzając go kawałkiem bagietki, chleba, sera, czy czymkolwiek, co by do niego pasowało. Są wina terenowe i mniej terenowe, bez wątpienia lepiej się sprawdzają wina bardziej owocowe, świeże lub te o głębszej strukturze, ale nie przesadzonej formie. Wina proste, ale ciekawe, z wyższą kwasowością... Powiem, że trzeba mieć nosa do takiej kombinacji. Znam takiego człowieka, to Kamil Grygoyć, mały, a wielki, zajmujący się sprowadzaniem wina do Polski od kilku dobrych lat. Dlaczego mały, a dlaczego wielki? Bo nie słychać wiele o nim, a zawsze sporo dzieje się wokół jego win. Specyficzna osobowość, trochę narwana, trochę nerwowa, ale nosa ma. Wina sprowadzane przez niego to wina, a nie podgrzewane dżemy dla otyłych w swych smakach beczkowców. Te wina się pije i trawi z lekkością bytu. Zrobię łyka... Ok, jestem. Gdybym miał wybrać wino w kategorii "Najlepsze wino do wypicia w terenie", na pewno któreś dostałoby medal. Pierwszym najlepszym tego przykładem jest zresztą ubiegłoroczny medalista "Soif de Plaisir" (Grand Prix Magazynu Wino), co znaczy Pragnienie Przyjemności. Wino o pięknej strukturze, z nieprzesadzonym, a wyewoluowanym owocem, dużo leśnych czerwonych, dużo soczystości i elegancji w kwasowości i ogóle. Pije się, delikatnieje i dojrzewa z każdym łykiem, a podane lekko schłodzone (ok.16 st.) nad brzegiem Wisły - pełen romantyzm w sercu śródmiejskiej, zurbanizowanej i umęczonej duszy. Brawo Kamil! 


Love

                                

Wino obecnie dostępne w Szlachetnym Gąsiorku (59 PLN)