Malvasia po dłuższej maceracji (wino pomarańczowe) Donati - wino po respiracji. |
Poszedłem tam (Winosfera, Plac Szczepański 8*),
bo myślałem, że wybiera się cała branża miejscowych. A tu przychodzę parę
minut po umówionym zegarze, i pusto… Janicki układa jeszcze ostatnie kanapki o
których tak hipstersko napisał w menu. Ale dobra, schodzą się… Uff. Nie
będzie mi głupio, bo jak już niektórzy
zdążyli zauważyć nie jestem wielkim zwolennikiem działań Kuby Janickiego. Nie
głupi chłop, znam go już dobrych parę lat, można się z nim napić, chociaż coraz
trudniej podzielać mi jego miłość do „naturalnych”. I tu okręt tonie, owszem
zdarzają się tu rzeczy nad wyraz ciekawe, ale niestety spora część tych „arcydzieł”
w dalszym ciągu dla mnie to wersja „luksusowego bobo-frutu” czy soku
wytrawnego. Nie jest to tylko moja opinia, biesiadując z jednymi z moich
ulubionych współtowarzyszy „dobrego kieliszka” Ewą O. & Grześkiem O.
wspólnie doszliśmy do wniosku, że takie wina to po prostu pomyłka. Przerzuciliśmy
się szybko na Barberę d’Asti, tej promowanej przez Naturalistów, z osiołkiem na
etykiecie z różą, makiem czy innym czerwonym kwiatuszkiem w paszczy. Dobre
wino, aczkolwiek bardzo delikatne względem standardowej funkcji barbery, mniej
tanin, wyższa kwasowość i wyraźny owoc, to o co chodzi Naturalistom. I tu ok.,
pytanie jeszcze tylko o cenę, bo wczoraj (6.04. tj. niedziela) były one jednolite, dla każdej butelki
45 pln, i 8 pln za kieliszek. Innym, już
winem, było soczyste i z pazurkiem Chianti
Sensi, jeżeli cena oscyluje w granicach 50 pln, to mogę się zgodzić, chociaż
wolałbym spróbować jeszcze raz ;) Tyle wina.
Przysłuchujemy się chórowi |
Teraz oprawa i atmosfera.
Ludzie dopisali, Janicki się sprawdził, jak chce to potrafi. W końcu obserwuje
trendy i choreografię w Polsce jak mało kto J
Taki ma fach, „musi” być na bieżąco, nie to co ja, pielgrzym bez dna ;) Po jakiejś dłuższej chwili kobieta zza baru
krzyczy: Wszyscy na Plac, zaraz odbędzie się koncert autentycznego chóru!!!
Rzeczywiście był chór i zaśpiewał. Trochę jak w kościele, ale dla kontrastu,
czemuż by nie, parafrazując tekst Świetlickiego, Jego jak znów oczywiście nie
było. Wybaczam mu kolejny raz, z miłości
do Jego nieobecności ;) Nie było Świetlickiego, ale gdy zostałem sam pośród
tych „wampirów”, bo to nie moja paka, aczkolwiek paru bym przytulił, bo miłość
jest wszędzie. Poczułem się nieco jak w scenie z filmu The Doors, w klubie
Ondine w Nowym Jorku, gdy Morrison vel. Kilmer mówi: zostańmy tu, dziś może
zdarzyć się wszystko, nawet może śmierć. A Ray vel. MaClachlan odpowiada mu:
spadamy stary, to wampiry. Jim został, a jakiś karzeł z białymi włosami
zaprowadził go do Warhola, który wręczył mu telefon, by porozmawiał z Bogiem.
Strange Days. I tak końcówka wieczoru dla mnie wyglądała, nie kumałem klimatu,
czułem się nie w tej bajce… Klub Ondine ’67. A kiedyś myślałem, że to takie
maczanie palców w magicznej wielokulturowości, gdzie świat realny przeciera się
ze światem wizji i kreacji. Wolę na łąkę. Życzę Naturalistom Powodzenia, pocztówki
z sesją zdjęciową trochę infantylne, i nie kojarzące się z winem, mi się to
podoba, bo jak mawia mój stary znajomy; dosłowność zabija. Zielona kreseczka
jest szczytem finezji ;) Jestem ciekaw.
*Sam lokal ma być otwarty, z tego, co wiem, na
Kazimierzu, ale najlepiej śledzić samych Naturalistów http://naturalisci.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz