Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

środa, 21 stycznia 2015

OLTREPO PAVESE – kraina lekko nachylona ku Bogu

Czytając dziś po późno porannej kawie (jak zwykle), relację Tomasza Prange-Barczyńskiego o Oltrepò Pavese, kolejny raz wróciła do mnie myśl, że dalej stąpam po niewidzialnej linie, i nie odnalazłem miejsca, gdzie mógłbym ujrzeć światło życia.  W tę podpowiedź wtrąciło mnie również jedno ze zdjęć zamieszczonych powyżej. Dosyć łagodny pejzaż z lekkimi wzniesieniami w tle i drzewem na pierwszym planie. Tak, w tej relacji zawsze  jest coś biblijnego, gdy drzewo stanowi pierwszy plan. Ale ja nie o tym. Od razu wyświetliła mi się dolina usłana krzewami, niemalże ze snu, mlekiem płynąca – niewinnie pączkująca jasną zielenią drugiej połowy kwietnia. Miałem okazję odwiedzić Oltrepò tą porą w 2013 roku z jednym importerem – miłym facetem, który kochał Italię, posyłając jej całusy jak tylko przekroczyliśmy granicę na południu Austrii. Krzewy były tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć się trochę przez okno, by musnąć liści. Cisza, zieleń i słońce tworzyły magiczny krąg w którym każda myśl wydawała się łagodna i bezcenna. Jechaliśmy tam by spróbować tanich win, naprawdę tanich, takie na polskie wesela, nie figurujące potem nawet w oficjalnej ofercie – klient Nasz Pan. Proszę sobie wyobrazić Monferrato za ok.  euro 1,2 – tak, dobrze czytacie, nawet nie miejscowe, jakiś dystrybutor-operator, nadal się w tym gubię. Nic nie próbowaliśmy, wzięliśmy tylko sample. Podobno porażka… Przynajmniej z tym Monferrato. Jednak importer miał już w ofercie wina z Oltrepò – całkiem niezłą i przejrzystą w swej szczerości bonardę. Miłe, soczyste, przyjemnie mokre, owocowe wino z łagodną i miękką taniną za 26-28 pln w cenie półkowej, sprawdzało się jako wino do rozpoczęcia lub tez zakończenia posiadówy ;) Poza tą butelką i jeszcze 2,3 raczej nie miałem okazji za bardzo próbować win z tej apelacji. Jednak samo miejsce wpisało się dosyć mocno w mój zestaw obrazów z podróży. Właśnie przez swoją niewyniosłość, sielskość i dużą dozę spokoju, wręcz takiego meta, że u góry wszystko idzie jak trza. Mówiąc wręcz językiem aniołów spod szklaneczki czy kieliszka samego Jerofiejewa. Ale i nie w tym rzecz, jak wiemy wino jest uświęconym napojem, który inspirował wielu, i nadal raduje i wypełnia człowiecze nadzieje, ekstazy po niebiańskie, a przynajmniej biesiadne progi. Dlatego szybko odkrywa karty niegodziwca. Szybko też uczy pokory i szczerości wobec siebie samego, inaczej można nim się udusić. Tak jak ponoć Lennon mówił o muzyce – że jeśli nie będzie autentyczna to się udusi. Tak więc nie będę kolejny raz przypominał o Cyklonie B z dyskontów, mumiach i innych bezkręgowcach, ale skieruję dno butelki na siebie… Czego ty chłopcze chcesz? Idylli, skromności i spełnienia w duchu ludzkim, atmosfery podniecenia i niezwykłości istnienia w amoku pomieszania form, diabelskiego poplątania, anielskiej lekkości i pustki wobec wieczności. Oklasków, potępienia. Nie wiesz… Boś wciąż młody, wciąż głupi i naiwny. Ale taki pozostań, tak się kocha, tak się widzi sens w tej podróży do kresu nocy. Tak się gryzie chleb i tak pije wino, mając poczucie, że to jeszcze nie koniec. Że rzeczy mają się inaczej. Oj, zupełnie inaczej… 


Wyluzowany piesek przy drodze



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz