Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

niedziela, 13 lipca 2014

Namiętność

Dziewczynie z tramwaju nr 4

Taka historia, wsiadam do tramwaju... Nie mam biletu, bo automat na przystanku nie przyjmuje banknotów, a karty nie chciał przyjąć. Nie mam czasu, by iść rozmienić, zaraz podjeżdża mój tramwaj, poza tym w torbie jest schłodzone wino. Jestem w tym tramwaju, 3. wagon, co przystanek obserwuję, bo doskonale wiem skąd nadciągnie zagrożenie... Doświadczenie w tej dziedzinie mam jak mało kto, prawie jak demiurg. Ok, spokojnie, przystanek po przystaneczku kontroluję sytuację. Aż tu nagle wsiada dziewczyna z mojej opowieści, rozmawia przez telefon, jednocześnie siada. Więc i ja po chwili zrywam się, by usiąść obok niej. Jednocześnie muskam wzrokiem wsiadających. Widzę, wsiada dwóch, jeden z plecakiem, drugi z małą przewieszoną torebką. Myślę, wysiadaj. Ale nie, dziewczyna. Dodatkowo jeden zupełnie mechanicznie kasuje bilet, inaczej niż pasażerowie, nie wiem na czym to polega, ale widocznie natura rzeczy pomyślała to tak już sprytnie, że nasz sposób działania, jeśli urzędowy, zawodowy czy jak, by to naiwny człek nazwał, dla choćby odrobinę wysubtelnionych zjadaczy chleba, odrazu daje swe znaki, i wysyła sygnał, to nie było ludzkie, codzienne, namacalne. Waham się. Ale zostaję. Niech będzie, może się mylę, może stanie się Cud nad Wisłą, i moje doświadczenie okaże się przerostem formy nad treścią. Automatycznie przypisuję sobie 50% szans. Ryzykuję i myślę o dziewczynie, pojadę dopóki nie wysiądzie, a przynajmniej póki ja nie będę musiał. Nie potrafię inaczej. Wiem, 250 zł mandatu, ale cóż to znaczy wobec uczuć wyższych, nagłego wydostania się z martwej i szarej przestrzeni "wsiądź", "wysiądź". Chyba istnieją na tym świecie jakieś czary, jakieś szczere obietnice, płynące z nagiego, niczym nie skażonego pragnienia, które choćby na chwilę wypuszcza nas z objęć pisanej nam śmiertelności. To się nazywa, dla tych którzy by zapomnieli, namiętność

I co, rozlega się legendarne i donośne "Kontrola biletów", stare jak Arka Noego, jak taki jeden, który ponoć trącił laską i woda pociekła. Jednak ten nudny okrzyk ludowy surowo i bezbarwnie okrąża cały wagon, w tym i moje uszy. Wpadłem, a raczej włożyłem głowę w paszczę lwa. 
- Wiedziałem, że jesteście kontrolerami. Odpowiadam, gdy podchodzi jeden do mnie
Nawet nie muszę już mówić, że nie mam biletu, bo przecież bilet uprawnia do milczenia, kultury gestu. Pokaż-Schowaj. 
- Jest dowód. Pyta mnie (to coś)
- Nie. Oznajmiam
- W takim razie najbliższa pętla, Bronowice Małe. Słyszę
Przeciągam się chwilę i wyciągam, bo wiem, że dziewczyna już przepadła, chyba, że funduje sobie wycieczkę do Bronowic... 
Dowód jest przepustką, by wysiąść na przystanku wedle życzeń

- Nie dowiecie się do końca swoich dni, dlaczego mimo to iż wiedziałem, że jesteście kontrolerami nie wysiadłem. Dodaję
Za namiętność
Jednak ich, zdaje się nie wiele to obchodzi. Ale myślę, dobra, powiem im, może to docenią, może czasy nie są aż tak złe. Sprzedam im moją opowieść. Więc, mówię... 
- Wiecie dlaczego nie wysiadłem? Bo chciałem poznać dziewczynę, która siedziała za mną. 
Wiedziałem, że ryzkuję. Ale oni niewzruszeni, pytają, czy się uczę, a ja im odpowiadam, że jestem starym koniem, i mam 31 lat. Dwóch młodszych, dobrych parę lat ode mnie, luźno i młodzieżowo ubranych. Ze stoickim spokojem wypisują "Wezwanie do zapłaty". Mówię, że kiedyś może to i były stare ćwoki, ale można było z nimi się dogadać (po ludzku). Nie myślę tu o łapówkach, po prostu rozumieli takie sytuacje, takich ludzi, doceniali szczerość. Ale pod warunkiem, że zrobiło się to z polotem i pełnym przekonaniem. Tych "nowych", jakich nazywają "przykładnymi pracownikami", nie obchodziła ta historia. Świat już dziś nie posiada namiętności, liczy się "rozkaz". Nawet powiedziałem, że się sprzedali, że bitnicy już dziś nic nie znaczą. Na co oni odparli, że mają rodziny i to jest ich praca. Mam w dupie to 250 zł. Tu chodzi oto, że dziś ludzi już mało co wzrusza. Zakładają, że wszyscy kłamią, i jedyne co pozostaje to surowe i beznamiętne prawo. Potem można wżerać i pić co popadnie... 

Ja wypiłem młode, świeże z dużym popisem jasnych owoców, przelotne i wpasowujące się w wieczór Paredaux blanc 2013 z Langwedocji, połączenie rolle (vermentino) i terreta, bardzo fajne. Do wina wraz ze znajomą posłuchaliśmy przedwczoraj zmarłego Charliego Hadena... 

Charlie Haden (1937-2014)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz