Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

niedziela, 25 listopada 2012

Przygoda z mineralnym winem

Są żale, że mało ostatnio tu piszę, że w ogóle ostatnio mnie wcięło. Fakt. Ale ja w ogóle mało tu pisałem, ale jest szansa, że to się zmieni, przynajmniej jej cień.

Oglądnąłem w poniedziałek późnym wieczorem "Przygodę" Antonioniego - film o którym słyszałem dawno, dawno temu... Do filmu otworzyłem butelkę Pouilly-Fuissé - południowa Burgundia, i ukroiłem kawałek brie. Tyle. Wino w nosie bardzo aromatyczne, nuty owoców egzotycznych dominowały, w ustach bardziej mineralne. Film, nie, przecinek nie wystarczy, raczej długi akapit. Fabułą filmu jest zaginięcie Anny podczas wyprawy łodzią na wyspę. Anna nagle bez śladu znika. Znajomi i bliscy rozpoczynają poszukiwania, w tym jej przyjaciółka Klaudia i narzeczony Anny, Sandro. Po niedługim czasie Sandro zakochuje się w Klaudii, ta z początku odrzuca jego uczucia, tłumacząc, że jest zbyt wcześnie by angażować się. Z czasem jednak przekonuje się. Nawet do tego stopnia, że chce usłyszeć słowa: Kocham Cię.

To "Kocham Cię" staje się dla mnie symbolem tego, co chcemy w życiu usłyszeć, a nie to co jest bądź kim jesteśmy. Jest nawet symboliczna scena w filmie, która pięknie to obrazuje, ale nie chce psuć wrażeń, tym którzy filmu jeszcze nie widzieli. Jednak Antonioni jawnie pokazuje jak zmiana sytuacji, zmienia układ figur na szachownicy. Jak my kompletnie inaczej zachowujemy się, zmieniamy priorytety i swoje przyzwyczajenia, choć w pewnym sensie pozostają takie same. I pytanie "Gdzie jest Anna?", w przewrotny sposób jest kierowane do nas: Gdzie jesteśmy MY? Tak, bo najchętniej zbudowalibyśmy swoje sanktuarium, i nie wychodzili poza nie, a składa się na nie nasza praca, zarówno ta zawodowa, jak i osobista, dom i ludzie którzy nas otaczają. Znałem kiedyś człowieka, który pisząc na klawiaturze zawsze wracał kursorem literkę wstecz, by wstawić tam brakującą. Zdumiewało mnie to, ponieważ ja zawsze wolałem ją skasować i szybko wpisać od razu dwie, i mieć problem z głowy, a on, jakby panicznie bał się utraty. To tylko jedna literka, jeden znak, ale być może właśnie ten znak znaczy nasze życie, być może nasze wybory są tylko znaczeniem pustki w jakiej przyszło nam BYĆ. Ale nie w tym rzecz, pustka, nie pustka, zawsze można napić się wina i stracić na chwilę grunt, poczucie zimnego, ziemskiego przyciągania. Sęk w tym, że nie ma czegoś takiego jak mocne stąpanie po ziemi, wszyscy lewitujemy, myśląc, że zbudujemy jakąś stałość, a tymczasem nici z tego. Zmieniamy się, a jeśli nie, to znaczy, że już jedną nogą jesteśmy w grobie. Dlatego lubię wina, które ewoluują, zresztą myślę, że każdy kto kocha wino, tak myśli. Wiem, że powtarzam się z niektórymi słowami, przymiotnikami, ale lubię to, i mam gdzieś słowa, martwe słowa mojej polonistki, wypowiedziane w ten sam sposób jak przez tysiące innych martwych "gęb", na grzędzie niespełnienia. Słowo jest po to, by płonęło, a z powtórzeń  może wyjść piosenka albo pieśń. Zabawne, bo całe nasze życie składa się z okrutnych powtórzeń, i bohaterka Antonioniego to przeczuwa, kiedy podnosi drżącą dłoń by dotknąć głowy Sandro. Jednak co nam pozostaje w tym rozrachunku? Nic. Musimy próbować, niczego sobie nie wmawiając, ale dając wolę życiu, które być może jest bezdźwięczną pustką, która jak miliony innych nieskończonych mienią się i mrugają do siebie w niezmierzonej przestrzeni i czasie. Tego nie wiemy, i żadna nauka tego nie osądzi, bo sens musimy wymyślić sobie sami, słuchając bicia własnego serca, tak jak winorośl która oddycha tym, co  przyniesie dzień. A, że czasem przyjdzie deszcz, grad i zamieć, nie znaczy, że nie można zacząć od początku. Na drugi dzień wino było jeszcze bardziej mineralne. Widocznie noc pochyliła się nad nim. 

Wino zostało zakupione we Francuskim Gąsiorku
Polecam także znakomite, bardziej owocowe Mâcon-Chaintré

Pouilly Fuissé 2010 - Dominique Cornin
Na temat samego wina tu


I jeszcze na koniec parę słów MISTRZA ;)





poniedziałek, 19 listopada 2012

Szukając braci bitników w winie z niedostateczną kwasowością


Zdenerwowałem się dziś, ale na plus. W podnieceniu przemierzałem ulice Kazimierza, słuchając Patti Smith „Constantine's Dream” z najnowszej płyty. Myślałem o sile, eksplozji rozświetlającej serce i umysł niczym meteoryt, o głodzie większym niż kontynent. O wessaniu całej przestrzeni w jedno gardło, o zbiorowym tańcu jednej niewyobrażalnej wyobraźni itd., itd. Plan więc był prosty – usiąść gdzieś, zamówić butelkę i wejść w trans. Kierunek: Konfederacka 4. Wino: za 50 zł. Typ: dobry kwasior pobudzający wyobraźnię.

Padło na Refosco. Próbuję, jest w porządku, jakiś nerw jest, zobaczymy. Lejemy. Mówię do barmana-kelnera. Jestem z kolegą, więc mówię: Daj mi chwilę, i zacznę działać. Ale nic z tego, wino mięknie, z każdą chwilą coraz bardziej, my zresztą też. A tak ostrzyłem pazury. Nie ma co, babcia Patti mnie rozgrzała, jak dobry piec kaflowy. Zamiast dzikości w sercu, czuję ciepło i niewielki spokój. Wino zaczyna układać się na wzór uśpionego morza, niby jest, a niby go nie ma. Wszystko na swoim miejscu, ciało, struktura współbrzmią, ale aż za dobrze, zlewają się jak morze z horyzontem. Nie tak miało być, miał być sztorm, burza i cichy schron dwóch niewiernych Tomaszów. Wszystko przeciwdziała nam, wino, choć dobre, to nie na miejscu, jak żart. Miejsce, bo zbyt tłoczno. I nawet język, bo zmienił tory wraz z prądem myśli, a z boku jeszcze jakiś Polak zajeżdża angielskim w stylu Miłosza. A my cytujemy Jerofiejewa.

Ale nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło. Wino, i my wyszliśmy na prostą. Przynajmniej w jakimś znaczeniu. Kraków znów za mgłą. Widać drzewa jak kolumny w katedrze. Skwitował kumpel.  

Refosco w innej postaci



sobota, 17 listopada 2012

Blog Roku: Kiedy mam ochotę krzyknąć...

Chochoły, Wyspiański
To mogło się stać tylko tu, tylko tu mogły paść słowa w rodzaju: za literacki styl, nowe kierunki itp. Nowe kierunki jak najbardziej, ale na pierś szatana, nie za literacki styl! Czy jury składające się z takich osób jak Bieńczyk, Gogoliński nie widzi tego jawnego przerostu formy nad treścią??? Tej manifestacji i żonglerki hasłami... Totalnym przegięciem pały ze Słownikiem Wyrazów Obcych... Nic w tym złego, każdy orze jak może, że posłużę się kanwą tego "stylu". Fajnie, czemu nie, Kuba Janicki jest w tym dobry, i chwała mu za to, niech świat będzie kolorowy. Ale czy musiały paść takie porównania z ust prowadzącego? Nie wiem kto mógłby dostać tę nagrodę, nie czytuję za bardzo blogów winiarskich w tym kraju, więc nie mam porównania. Może rzeczywiście Kontretykieta jest tą perłą i wyjątkiem wśród innych. Ale nie w tym rzecz, wiem, że słowo, buziotok, kręcą i podniecają tych, co walą w te klawisze i walą. Ja sam ulegam tej pokusie, i potem pluję sobie w twarz. Sęk w tym, że nie samym cukrem żyje ciastko. Forma to jedno, ale treść jest podstawą. Tylko, że treść trudniej zauważyć, kiedy forma stroi swe pióra. A tak jest w przypadku pewnych środowisk na linii Kraków-Warszawa albo na odwrót. Srał to pies. Dla mnie smutne jest to, że ludzie poddają się jakimś modom, i robią z siebie idiotów. A ja co... Nie umiem uderzyć pięścią w stół, wyszczać się im na stoły jak Rimbaud, i wyjść z hukiem, i Pięknem za plecami. Tylko chowam się, wyję z bólu czasem, że nie mogę dosięgnąć gwiazd, które już dawno temu wbiły mi nóż w serce. Kiedy mam ochotę krzyknąć: Kraków to eliotowska dziura bez dna w dolinie chochołowych ludzi! A zamiast tego wychodzę zgniewany, ze wszystkimi swoim demonami i aniołami, szukając miejsca jak dusza w piasku ziaren prawdy. Łapię butelkę przypadkowego Barbaresco, nalewam sobie i siadam w kącie na jakimś opuszczonym stoisku z napisem "Szukamy importera". Czuję się winny i niewinny jednocześnie, że odgrywam tu jakąś parszywą komedię. Kiedy tak naprawdę chcę by wino łączyło a nie dzieliło. Przyznaję się przed wami, jestem skurwysynem, kocham siebie i samotność pająka tkającego nić w świetle księżyca, by dopaść swoją ofiarę. Jestem jak miliony gwiazd, które spalają się własnym światłem. Mam zaburzenia osobowości i kręgosłup larwy, wiję się w łonach wszystkich kobiet jak wieczne, nienarodzone dziecko pełne strachu i żalu. Chcę by mnie ukrzyżowali i wyssali moją krew czystą ciszą i spokojem błękitu. Moje serce zastygło w murach tego miasta jak ptak wypalony na skale z rozpiętymi szeroko skrzydłami. 

U2 at Dandelion Market in 1979
Moja miłość wyszła z mody wraz z pierwszymi płytami U2 i poezją czytaną na kolanie na tyle autobusu albo tramwaju. Teraz się wstydzę, i udaję przed światem nową jakość, styl i grafomanię wypartą przez żądzę wszystkich dusz. Szukając nieustannie swojego rytmu i flow, jak kamień na kamieniu, trzepot skrzydeł i trzask drzwiami wywołany przez czyjąś, bliżej nikomu nie znaną dłoń, któremu na imię wszechświat, początek albo nieskończoność. Dlatego przepraszam was, że nie powiedziałem tego co myślę, i także, że mówię to teraz. Mam was w dupie, ale jednocześnie kocham, bo jak powiedział kiedyś Artaud: Gdy stawiam się na waszym miejscu, widzę, że to, co mówię, wcale nie jest interesujące. To wciąż tylko teatr. Co zrobić, by być naprawdę szczerym?


Na szczęście po zimie zawsze nadchodzi wiosna... i nowe wino :)



Samopoczucie, wiosna

Niedzielne popołudnie pruje moje serce
Chciałem być uczciwym
I się nie zgadzać
Jedna uczciwa, dobra kobieta z dzieckiem w mieście
Jeden mężczyzna
Szereg ludzi

To takie trudne,
to takie łatwe

Ładne

Żywot pospolity i
żaden inny

Ziemia już ciepła, bo od tylnej kieszeni to czuję.

Ile musimy sprzedać swetrów, butów, nic?

By być nagimi


własne, ale niebo dla każdego








niedziela, 11 listopada 2012

Biodynamiczne wino przed zachodem słońca


Powietrze stoi, myśli krążą wokół własnego cienia. Słońce mgliście wznosi się ponad dachami, raz po raz rzucając to kremowe refleksy na bladą twarz. Wsiadam do tramwaju, uruchamiam playlistę w telefonie. Żadnych rozmów, żadnych limitów kontroli, tylko słodki przerost formy nad treścią, jak to czynią inni. A co. Billboardy składają się razem z samochodami w jeden, płynny ciąg. Pozostaje tylko serce. Dziewczyna na przystanku w bordowych martensach, włożonych w dżinsy, i tysiące innych dziewczyn, które je zakładają jesienią by podkreślić swą niezależność. Liście opadają, myśli przepadają, a potem wracają, jak pasażer zapamiętany któregoś dnia zupełnie bez powodu. Żadnych sztuczek, tylko muzyka wyrywająca się słowom, i pragnienie przelane na papier. Mały Rimbaud w architekturze miasta-świata.





Czas i miejsce akcji: Wzgórze Św. Benedykta, to tu kiedyś dostaliśmy z kolegą mandat za picie taniej Reservy z Yecli. Ale znaleźliśmy bardziej ustronne miejsce, i szansa, że panowie strażacy zajdą tu, jest mała, aczkolwiek istnieje. Ale zostawmy prawo moralne w nas i popatrzmy w gwiazdy. Otwórzmy wino, co w zgodzie z księżycem rodziło się. Pierwszą rzeczą która zaintrygowała nas, to fakt iż wino w części powstało z czarnego muskatu zwanego Muscat de Hambourg, na którego można popatrzeć sobie tutaj, i carignan. Niestety producent nie podaje w jakich proporcjach odmiany te zostały użyte, a wino jest wyprodukowane pod emblematem Vin de France czyli dawne Vin de Table (wino stołowe), więc zakres użycia danej odmiany nie jest regulowany.  Nic to, jak mawiają współcześni szamani. Zasadźmy ziarno i słuchajmy głosu serca. Poszukajmy człowieka w tym winie, i psa. Tak, nie przesłyszeliście się, nazwa tego wina to Bogus, bo tak podobno nazywa się pies, który razem z winiarzami tańczy po winnicy, kiedy odbywa się pierwsze cięcie winorośli w lutym. W lutym odszedł kiedyś w zaświaty Warhol, a Patti Smith o tym napisała. Ale szybko wróćmy do butelki. Tak, ten luty to nie tak bez kozery, bo po niedługiej chwili wino nam co nieco przymarzło. 4 listopada w okolicach godz. 15. w tych szerokościach geograficznych robi swoje. No, ale chcieliśmy, chcieliśmy bardzo napić się wina jeszcze w tym roku "na" otwartej przestrzeni, i to czerwonego. I to biodynamicznego.

                                         
                                           Zasady biodynamiki w telegraficznym skrócie:


● Rudolf Steiner – XX w.
● Kompost z dodatkiem poroża (gleba)
● Siła planet czyli wpływ kosmosu
   (9 „naszych sprawiedliwości” i 12 konstelacji słońca i księżyca)
● Kalendarz siewny
   (wpływ Ziemi, zachód i wschód słońca)
● Brak uniwersalnych reguł
   (duch winnicy i serce winiarza)

obraz dawno temu wykopany z internetu



A tak przedstawiają się nuty smakowe:

Nos: z początku mineralno-stajenny, potem ziemisto-kawowy, kolega jeszcze mówił o morskości (wino nie banalne bez wątpienia)
Usta: zdecydowanie bardziej owocowe, ciemne owoce, jeżyna, trochę pestki, ale i nuty lekko czekoladowe. Potem gdy spróbowaliśmy wina, gdy powróciło do odpowiedniej temperatury, uwydatnił się przyjemny nieprzesadzony owoc z miękką i średnio ciężką strukturą. Wino warte zachodu.

Wino przegryzaliśmy standardowo bagietką, i camembertem.

Potem poszliśmy na piwo i herbatę
piwo i piwo
calzone
klasycznie strasznego hamburgera (setkę), mięso wyglądało jak krzyk ludzkości
albo kamienia
i na pizzę we włoskim bistro

A na koniec walneliśmy jeszcze po kielichu w bramie :)


                           


Wino jest dostępne we Francuskim Gąsiorku