Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

środa, 17 września 2014

merlot-pijaństwo, cabernet-trzeźwość

Alkoholizm. Jak wiemy wyróżniamy co najmniej parę rodzajów. Ale czym on w zasadzie jest? Można powiedzieć jaki człowiek taki alkoholik. Jest forma alkoholika magicznego, ten który stwarza światy, ale i jest forma alkoholika totalnego, ten który bez alkoholu nie może niczego. Ja zawsze dostrzegałem w alkoholu formę pewnej tragiczności, że oto masywny twór boski jakim podobno jest człowiek daje siłę innym siłom, by móc jak bryła przetoczyć się przez nicość jaką jest trzeźwość, by w ten sposób stworzyć rzeczy zachwycające, a co najmniej prawdziwe. Tu przypomina mi się Hłasko, który podobno inaczej nie mógł właściwie rozpocząć dnia, ale za nim ustawia się cały szereg pięknoduchów, którzy w ten sposób uwalniali swoją wyobraźnię i moc. Tu możnaby zacytować Bukowskiego, który mawiał, że alkohol jest jak symfonia, pijesz by się wznieś, ja bym dodał upiększyć, spojrzeć w głąb siebie. Nie wiem jak inne alkohole, bo prawie ich nie używam, ale wino ma takie właściwości... Jest jeden problem... ta cienka linia, kiedy już nie wznosisz się, a osuwasz w coraz to większy niebyt. Jest wiele mitów na temat tego, jak to ten czy inny napisali powieść pod wpływem, nie tylko procentów. Być może, do niedawna to gloryfikowałem, gdyż jak już wspomniałem, upatrywałem w tym pewien rodzaj tragiczności, niemalże żywcem wzięty z greckiej tragedii. Ale nie nadaję się do tego... Owszem piję, ale nie non stop jak niektórym się wydaje, i nie w takich ilościach jak by się wydawało. Dla mnie wino przede wszystkim jest tworem iście socjologicznym, rzadko kiedy piję w samotności, a jak już to "rozmawiając" z wami na fb. Chwilami jest fajnie, ale to jak gonienie królika w ciemności, już prawie, prawie, ale znów zabrakło. Jak dotąd alkohol nie sprawiał mi problemów, raczej gęsta mgła za którą się kryje moja ambicja dosięgnięcia niebios, ale pracuje nad tym. Cholera nie wiem co chcę przez to powiedzieć... Może to, że oto nastał dzień bez żadnych intencji, łysy jak polana, gdzie tylko zdźbła trawy łagodnie falują. Piję trochę od niechcenia, jakieś merlot-cabernet élevé en fût de chêne czyli dojrzewające w małych beczkach barrique, z Langwedocji. Takie se, tak od parady. Nie mam dziś ochoty, a z reguły fût de chêne nie przypada mi do gustu, ale dziś nawet zwiewne i nie wiem jak lekkie mi dobrze nie zrobi. Nie wiem, gdzie jest ta granica między zwycięstwem a upadkiem twórcy, i czy to alkohol czy wypalone marzenia bardziej zabijają. Znad krawędzi trzeźwości nad delikatną przepaścią pijaństwa. Dobranoc. 

dzielnica Aker Brygge w Oslo, wczesna jesień 2004. zdj. własne



4 komentarze:

  1. Jak dobrze że istnieją jeszcze na tym przefikołkowanym świecie osoby, które czują i potrafią uczucia wyrażać, które są wrażliwe a nie przewrażliwione na swoim punkcie. Dzięki temu przynajmniej nadal mogę nie dotykać stopami ziemi:)

    OdpowiedzUsuń