Przy czym wino smakuje najlepiej? Przy muzyce, rozmowie... Z pewnością. Ja ostanio piłem świetne nebbiolo przy "Żyć własnym życiem" Godarda, klasyka <<Francuskiej Fali>>. Długie rozmowy, twarze bohaterów, i nowatorski montaż oraz język filmu. Niby urywki, sceny z życia, tu przedstawione w 12 odsłonach, jak sam podtytuł wskazuje. Lekko malinowe, wiśniowe i ładnie wyciągnięte przez dobrą kwasowość nebbiolo od Sandro Faya, idealnie złączyło się z poetyką filmu Godarda i dramatyzmem losów głównej bohaterki, która chce "życ własnym życiem". Bowiem tak jak wolność na którą decyduje się Nana, tak wino otwiera swe właściwości, i z każdym łykiem smakuje inaczej. Tak jak życie bohaterki. Choć historia kończy się absurdalnie tragicznie, to każda z odsłon filmu ma swój smak, swoje znaczenie. A właśnie tego potrzebuje dobre wino, nieustannych miniatur, które po cichu eksplodują i gasną pozostawiając niedosyt... Piękny, jak życie w czerni i bieli, gdyż dzięki temu możemy nabrać dystansu, do siebie samego, i wchłonąć świat, który z czasem staje się bezbarwny i bezlitosny, ale właśnie w ulotności jego władza nad nami. Zarówno dobre kino i wino, myślę, że pozwala nam wyzbyć się egocentryzmu, i wsłuchać się lepiej w naturę rzeczy.
-Życie jest tylko życiem. Mówi Nana.
-Kiedy palę papierosa, jestem odpowiedzialna, i jestem szczęśliwa. Mówi wcześniej.
Więc, kiedy i my podnosimy kieliszek, takze jesteśmy odpowiedzialni, bo jesteśmy wolni. Ale tylko wtedy, kiedy pozwalamy winu zajrzeć w nas, nie próbując usilnie nadawać mu formy, etykiet i koncepcji. Znam takich dla których wino staje się wyznacznikiem "bycia w towarzystwie", że wino to, wino tamto, to beczka, a to kooperatywa. Nie mówiąc o ekstremistach win naturalnych, ktorzy tkają z nich złotą nić najwyższego wtajemniczenia, zapominając o tej Ariadny. O tym, że wciąż gubimy się w milionach słów, i myśli, które bez nich nie są w stanie istnieć, jak podpowiada Nanie filozof, na którego natyka się w kawiarni. Pyta:
Pan czyta?
-To mój zawód. Odpowiada.
Wydawałoby się, że wszystko już zostało powiedziane, że świat to gombrowiczowska gęba. A jednak nie, bo jak mówi filozof: Życie codzienne to balansowanie między mówieniem a milczeniem. Dlatego zanurzmy swe usta wieczorem w dobrym winie, i pomilczmy trochę z nim, bo wino to cisza, która zdaje się cały czas do nas mówi. A my wciąż pozostajemy nieodgadnionym i nieskończonym labiryntem treści, formy, słowa... i milczenia.
-Życie jest tylko życiem. Mówi Nana.
-Kiedy palę papierosa, jestem odpowiedzialna, i jestem szczęśliwa. Mówi wcześniej.
Więc, kiedy i my podnosimy kieliszek, takze jesteśmy odpowiedzialni, bo jesteśmy wolni. Ale tylko wtedy, kiedy pozwalamy winu zajrzeć w nas, nie próbując usilnie nadawać mu formy, etykiet i koncepcji. Znam takich dla których wino staje się wyznacznikiem "bycia w towarzystwie", że wino to, wino tamto, to beczka, a to kooperatywa. Nie mówiąc o ekstremistach win naturalnych, ktorzy tkają z nich złotą nić najwyższego wtajemniczenia, zapominając o tej Ariadny. O tym, że wciąż gubimy się w milionach słów, i myśli, które bez nich nie są w stanie istnieć, jak podpowiada Nanie filozof, na którego natyka się w kawiarni. Pyta:
Pan czyta?
-To mój zawód. Odpowiada.
Wydawałoby się, że wszystko już zostało powiedziane, że świat to gombrowiczowska gęba. A jednak nie, bo jak mówi filozof: Życie codzienne to balansowanie między mówieniem a milczeniem. Dlatego zanurzmy swe usta wieczorem w dobrym winie, i pomilczmy trochę z nim, bo wino to cisza, która zdaje się cały czas do nas mówi. A my wciąż pozostajemy nieodgadnionym i nieskończonym labiryntem treści, formy, słowa... i milczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz