Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

piątek, 6 stycznia 2012

Ta druga rzecz (Forever Young)

Wszystko jest ulotną i bezkresną abstrakcją.
Całość jest rzeczywistością.
Samuel Taylor Coleridge



Druga rzecz... Przy przedostatnim wpisie, składałem w ręce nadziei, że o niej napiszę. Tylko, co mogłoby być tą drugą rzeczą? To wie tylko autor. A czytelnik jest bezradny... I wszyscy to kochamy, czekamy na historię, bo życie to opowieść i nic poza tym. No, Ameryki nie odkryłem, wiadome, ale zawsze pozostaje "ale...". No, więc i tak, tą drugą rzeczą jest ogólnie picie wina. Ci którzy mnie znają, wiedzą, że lubię się napić w tzw. terenie. Ale to nie wszystko, ja w ogóle często myślę o piciu, ale nie jak pazerna świnia, która chce tylko zaspokoić pragnienie. Mam na myśli tu kształt życia, że przez myślenie o winie, łączę pozostałe elementy swojej osoby, i rzeczywistości. Dzięki tej obecności słowa są bardziej przejrzyste, a cisza słodsza i nieskazitelna. Zastanawiam się nad butelką Pouilly-Fumé i myślę o przyszłości, bo dzięki jednocześnie delikatności, świeżości i pełni sauvignon blanc odnajduję siłę, smak i miejsce dla teraźniejszości. Z kolei z ładnie wtopioną beczką nebbiolo, może zainspirować mnie do działania, i uwznioślić w duchu, raz tego dokonało podstawowe Barbaresco od Angelo Gaji, a raz Carteria, wino Sandro Fay'a z Lombardii, z znaczenie bardziej przyziemną ceną na półce. Jaka by nie była cena, to właśnie takie butelki budują moją wizję wina. A pomiędzy nimi wszystkie inne, i te małe i te duże, te za 30 zł i te za 300 zł, cena jest tu diabłem, nie myślmy o niej. Chyba zamknę okno, bo zaczynam się czuć nieswojo, mamy ciepły, ale jednak styczeń. Zamknąłem, choć to nie uczyni ze mnie Prousta, choć mam przed sobą ciasteczka i kubek z herbatą... No herbaty już prawie nie ma... Wróćmy do picia i myślenia. Przykładów można by mnożyć bądź ile, ale to nie powieść z XIX w., przydałaby się jakaś konkluzja i większy wgląd w istotę rzeczy. Dobra, zaparzyłem drugą herbatę, w grubym kuflu, by starczyło jeszcze na kilka zdań. Inną stronę jaką ujawnia dla mnie wino jest ferment duszy z ciałem. Pewnego razu wczesną wiosną albo późną jesienią, w każdym razie było już ciemno, ale raczej była to wiosna, wybrałem się ze znajomymi i kartonem (szóstka) prostego wina na spacer do Lasku Wolskiego. Było nas czworo, może pięcioro, "w każdym inna krew", w tym jedna kobieta - ładna. Nic z tych rzeczy, ciągle piszę o tej drugiej... Jednak towarzystwo kobiety, wino i blask księżyca, budzą we mnie pierwotnego ducha piosenki i tańca. Więc, gdy wyszliśmy na polanę z panoramą na przedmieścia, skakałem i darłem ryja (refreny z piosenek U2), byłem szczęśliwy. A, kiedy się zmęczyłem, padałem pod drzewem, i gapiłem się w księżyc, jak głupi albo jak w twarz kobiety. Nie pamiętam bym wtedy rozmawiał z kimkolwiek, chyba przez chwilę każdy robił swoje, zaglądał w siebie, albo świat w niego, byliśmy pijani i piękni. Dlatego też w głębi ducha skrywam nadzieję, że dzięki winu i myśleniu o nim właśnie w ten sposób, wszyscy zostaniemy Forever Young. 


                                              Czego wszystkim pijakom życzę w ten 2012 rok. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz