Słuchaliśmy Bacha, a pod rozpostartym błękitem nieba tlił się w nas świat natury, i wszechobecny horyzont życia i śmierci. Tuż pod stopami pienił się i szumiał nieprzerwany strumień rzeki, jak wszechświat, któremu nigdy nie zabraknie zasilania, kiedy nas już nie będzie, a słodkie dźwięki ulotnej muzyki na zawsze ucichną w nieskończonej ciemności. Gdy nie będzie już formy ani treści... Lecz w tym całe piękno chwili, które niepotrzebnie zapamiętujemy. Wino rodzi się w czasie, w trwaniu, ani przyszłość, ani przeszłość nie jest dla niego wyzwaniem, płynie jak rzeka. A my kiwamy się jak ten korek na wodzie. Bez sensu i celu, pozostawieni falom albo błogiej ciszy, niczym dziecko, które nigdy nie stanie się starcem, ale ciągle będzie zwracać się ku woli narodzin. Zawsze i wszędzie, gdzie światło zapuści swe promienie.
" ...I promised I would drown myself in mysticated wine"