Rock nie jest tylko wydarzeniem. Jest sposobem myślenia i przeżywania świata. Jest próbą zrównoważenia ducha i ciała. To bardziej wiara niż umysł, w to, że istnieje miejsce, w którym niewinni i nieskrępowani, możemy cieszyć się kawałkiem własnej ziemi.

Wino to siła, wino to pragnienie, wino to przyjaźń ze światem, innym człowiekiem, sobą samym. Wino to muzyka, którą można powąchać, dotknąć i połknąć. Wino to myśl, której nie da się utrwalić, ale można powtórzyć. Wino to brzeg oceanu, który można przybliżyć do ust.

czwartek, 2 października 2014

Taki Antonioni dziś po obiedzie


Dla Ewy Wieleżyńskiej


Prawie dostałbym dziś piłką. Paru kolesi wybrało sobie przednie miejsce do gry. Pomnik przy Daszyńskiego z dwoma ulicami po obu stronach i jeszcze jedną przecinającą ją. Piłka co chwilę lądowała albo na jednej z nich, albo przelatywała obok kogoś. Ludzi już nie wiele, późno było. I nagle słyszę: Podaj! Odwróciłem się, bo najpierw piłka przeleciała obok mnie. Myślałem, wezmę ją i powiem coś tym gościom. Ale nie byłem w nastroju. Więc poszedłem dalej. Jakaś dziewczyna za mną podniosła piłkę z trawnika przy Galerii Kazimierz i poszła w ich stronę. Nie wiem czy zareagowała, ale może też pomyślała, że nie jej sprawa. Dziadek, który szedł wcześniej, tylko kopnął tekturowy kubek po jakimś fastfoodowym napoju, chyba przez przypadek, ale kto wie. Nie nasza sprawa. Świat jest niczyi. Od razu nasunęło mi się zakończenie z "Upadku" Alberta Camusa, gdzie bohater mówi cytując na początku tego drugiego: 

"O dziewczyno, skocz raz jeszcze do wody, żebym po raz drugi miał szansę uratować nas oboje!" Po raz drugi, co, jaka nieostrożność! Niech pan sobie wyobrazi, drogi mecenasie, że biorą nas za słowo? Trzeba by to wykonać. Brr...! woda jest taka zimna! Ale bądźmy spokojni! Teraz jest za późno, zawsze będzie za późno! Na szczęście!*

Wszedłem do Galerii. Nie wiedząc co mam robić, naznaczyłem się tym zdarzeniem. Próbowałem sobie wytłumaczyć, że jest za późno, że nie miałem obowiązku i nie byłem gotów sprostać sprawie. Z racji kompletatywnej urody tego wieczoru, nie umiałem pozostawić tych myśli w jakimś worku na to "za późno". Próbowałem sobie więc wyobrazić ten świat nie należący do nikogo. Warunki były sprzyjające, gdyż Galeria powoli pustoszała, mimo to można było zaobserwować kilka warstw społecznych. Zakochanych wychodzących jakby od niechcenia z Empiku, grupę dzieci pod opieką jakichś tam wychowawców. Pracownicę sklepu z modną młodzieżową odzieżą, idącą po chwili do toalety. Samotnie kupujących. Mężczyzna wychodzący pewnym krokiem, zakładając jednocześnie kurtkę. Kobieta za szklaną witryną, której opowiada coś inna kobieta. I tak dalej i tak dalej. Chyba to znacie. Ale ja biłem się z myślami. Czy znaleźć ten kosz czy olać to i popłynąć dalej? Usiadłem na ławce, by znaleźć właściwy punkt odniesienia. Telefon. Odbieram. Jakby zza światów słyszę: otworzyłem to wino, jest takie i takie. Przytakuję. Dziękuję za rozmowę i wracam do siebie, a raczej wersji którą zapamiętałem. Przecież gości z piłką już nie ma, jest świat, biały, do nagości rozebrany, zdemontowany. Nikt za to nie będzie cię winił. Wiesz, że czasem lepiej nic nie powiedzieć niż zacząć grać w grę, w której nie ma zwycięzcy ani przegranej, a jeśli już to zawsze przegrywamy albo jest remis. Wstałem, wszedłem do jednego ze sklepów, będąc kompletnie niezauważonym. To dobry moment na stanie się złodziejem, pomyślałem. Ale co tu ukraść, jednego buta? To bez sensu, powyżej 500 zł to już przestępstwo. Nikt nie zrozumie tej dygresji. Lepiej ukraść temu światu kilka pocałunków niż duszę jakiemuś nędznikowi. Rozmarzyłem się. A Kurtz powiedziałby: Horror, horror, horror. Horror trwania, bycia, a w końcu wolności. Wszystko gra w tę samą grę. Tylko wino czasem nas takim jakby półcieniem zabiera poza scenę, gdzie wynik jest kompletnie nieważny. Formy zlewają się w bezkształt, a ludzki duch tak przyjemnie mocuje się z otchłanią bycia i nie bycia. Jednakże potem znów trzeba przyjąć podanie i odbić piłkę, by dalej była na boisku. A my jej sędziami lub ławką rezerwowych czy jakoś tak. Byleby tylko można zawsze krzyknąć SPALONY!!!


Kadr z filmu POWIĘKSZENIE (1967)











* Upadek, Albert Camus, w przekł. Joanny Guze, PIW, 1957

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz